czwartek, 18 kwietnia 2024 10:42
Reklama

Niewidoma cudem ocalona przez synka...

Monika jest pogodną osobą ok. 40-tki. Mieszka nad sztumskim jeziorem. Ma prawie dorosłego syna, pracę, z której jest bardzo dumna. Radzi sobie bardzo dobrze, choć żyje samotnie. W sumie życie jak każdego z nas, istnieje jednak coś co sprawia, że jej jest nieco inne – jest osobą niewidomą.
Niewidoma cudem ocalona przez synka...

Autor: W. Mocny

Nie jest niepełnosprawna od urodzenia. Miała bardzo poważny wypadek, który ledwie przeżyła, po operacji okazało się, że uszkodzeniu w głowie uległ ośrodek wzroku. Najpierw jak mówi, świat był zupełnie czarny, a później przesłonięty mgłą, jakby zarysowany kredą.


 

- W lutym 2023 r. minie 10 lat, odkąd nie widzę – liczy Monika. - Wtedy miałam 29 lat. Przed wypadkiem pracowałam w Netto, będąc nawet asystentką kierownika. Wróciłam do domu, a na drugi dzień poczułam bardzo mocny ból głowy, Położyłam się spać nie podejrzewając niczego, po wybudzeniu straciłam przytomność. W sztumskim szpitalu szybko podjęto decyzję o moim transporcie do trójmiejskiego szpitala z diagnozą – pęknięty tętniak w mózgu.


 

Pękły pani bąbelki w głowie”

W zasadzie już by nie żyła, gdyby nie przytomne zachowanie jej synka.

- Powiedziałam do Kacperka: „pomaluj sobie kolorowanki” i poszłam spać. Po ok. 1-2 godzinach obudziłam się, poszłam do toalety, gdy wyszłam nagle przewróciłam się i straciłam przytomność. Kacper miał zaledwie 6 lat. Nie mógł skontaktować się z dziadkami. Nie wiedział gdzie są. Pomyślał chwilę, gdy nie udało mu się znaleźć moich rodziców, zadzwonił na pogotowie z informacją, że „mama straciła przytomność”. Powiedział ratownikom, że się nie odzywam, jest sam i nie wie co się stało. Podał adres, gdy dziadek przyszedł do nas karetka już mnie zabrała. Ratownicy mieli problem z dojazdem, bo przed domem utworzyło się rozlewisko. Musieli jechać gdzieś daleko przez działki. 3 lutego, gdy mnie ocucili usłyszałam od lekarza, że popękały mi jakieś „bąbelki w głowie”, tak to nazwał i zapytał czy wyrażam zgodę na operację. Wyraziłam... Obudziłam się już nie widząc.

Pani Monika po operacji była w zasadzie rośliną. Spała w farmakologicznej śpiączce ok. miesiąc. Obecnie jej stopień niepełnosprawności zakwalifikowany jako „znaczny”. Jaki mógł być jednak inny, gdy człowiek „widzi” jedynie światło słoneczne?

- Jestem jednak bardzo wdzięczna, bo lekarze Szpitala im. M. Kopernika - uratowali mi życie. Trudna i skomplikowana operacja trwała kilka godzin. Miałam oczywiście trepanację czaszki. Usłyszałam, że taką operację przeżywa 1 na 100 osób. Najczęściej ludzie umierają jeszcze w śpiączce... Po powrocie świadomości nie odróżniałam nocy od dnia. Musiałam zażywać tabletki nasenne, by jakoś wejść w tryb dnia i snu i móc po prostu zasypiać. Dawniej zamykałam po prostu oczy... Pierwsze dni były okropne. Na potylicy miałam krwiaki w miejscu, gdzie znajdował się ośrodek wzroku ze wszystkimi nerwami wzrokowymi. Pamiętam, że nie mogłam chwycić szklanki z wodą. Po badaniu tomografem medycy stwierdzili, że mam uszkodzone nerwy i oślepłam. Do tego nie chodziłam i miałam niedowład całej lewej strony ciała. Poruszałam się na wózku inwalidzkim. Uczyłam się chodzić dwa miesiące dzień w dzień... Także wszystkich czynności, nawet tego jak smarować chleb! Nie wiem ile razy się oparzyłam, zanim udało mi się zaparzyć pierwszą kawę...

Syn do dzisiaj nie może się pogodzić, że ma mamę, która nie widzi.

- Mówił do mnie: „mamusiu ty zawsze widziałaś. Dlaczego?” Uważał, że to niesprawiedliwe, potem się wstydził przed kolegami, że nie widzę. Uważam, że za takie zachowanie i odbiór jego rówieśników odpowiada szkoła, która zbyt mało mówi o niepełnosprawnościach, a tym bardziej o osobach niewidomych. Jesteśmy po prostu kalekami. Nie tłumaczy się, że także mamy pewne zdolności, że możemy być samodzielni, a nie tylko zamknięci w domach. Ten temat w szkołach po prostu nie istnieje. Chciałbym być normalnie traktowana.

Codzienna szarówka to ciągłe zmagania się z przeciwnościami. Np. gdy w banku pojawiło się nowe pomieszczenie musiała się jego nauczyć. Wyczuć nowy układ budynku i zorientować się czy wiele osób tam chodzi, czy są krzesła, kolejki. Biała laska jest z nią cały czas. Uczyła się języka Braille'a w Ustroniu na obozie rehabilitacyjnym, ale nauka języka szła z oporami.

- Niestety przez 2 tygodnie nauczyłam się kilku zdań i trochę słówek, ale to za mało by móc się swobodnie posługiwać „braillea'm”. To nauka nowego języka, wymaga pogłębiania czytania gazet w nim, książek. Chciałabym go znać... Fajnie byłoby pójść do biblioteki i wypożyczyć coś napisanego Braille'm.


 

Wyostrzone zmysły

Po paru miesiącach życia w nowej rzeczywistości zaczęło dziać się coś w sumie pozytywnego.

- Poczuła, że zaczęły mi się wyostrzać inne zmysły: dotyku (słyszę co dzieje się w mieszkaniach obok), lepiej wyczuwam przeróżne zapachy. Zdarza mi się wyczuć perfumy sąsiada, który idzie po schodach do pracy. Wykorzystałam lepsze czucie, ucząc się się na technika masażystę. Mam nawet dyplom Pomorskiej Medycznej Szkoły Policealnej w Sztumie (pokazuje go na ścianie pokoju, dostosowanego do zabiegów masażu). Dotyk sprawia, że jest cenioną masażystką. Wiem, że masaż jest bardzo skuteczny przy niedowładach, bo samej mi pomógł. Masowanie pacjentów daje mi wiele satysfakcji. Cieszę się, że mogę pomóc komuś np. likwidując ból i usprawniając.


 

Mówi się, że najbardziej cierpią te osoby, które widziały a straciły wzrok. Pani Monika z bólem serca wspomina obrazy świata, kolory, które straciła bezpowrotnie... Ale mimo wszystko, uważa że się za osobę szczęśliwą.

- Nie poddałam się. Powiedziałam sobie „musisz walczyć”, „twój syn chce mieć normalny dom”. Poza tym chciałam mieć normalne życie pracę, partnera... Było to trudne, ale w sumie się udało. Pokazałam wszystkim, że mimo krzywd podniosłam się, chociaż były chwile zwątpienia, gdy nie chciałam żyć. Postanowiłam zapisywać się na różne szkolenia m.in. komputerowe. Poznałam innych niewidomych i zrozumiałem, że mogę żyć szczęśliwa. Teraz pracuje w Zakładzie Aktywności Zawodowej w Sztumie.

 

5 zalet bycia niewidomą

Monika wymienia: poznawanie ludzi nie po tym jak wyglądają i co mają; wyostrzone zmysły, przez które na nowo poznałam świat (lepszy słuch); odzyskanie samodzielności i pokazanie tego innym; nabycie nowych umiejętności; możliwość podjęcia pracy; lepszy odbiór przez rodzinę i poznawanie wielu nowych osób „znających życie”.


 

- Poznałam 22-letniego chłopaka jeżdżącego na wózku. Jest wspaniały. Rozmawiamy normalnie jakbyśmy byli pełnosprawni. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że ktoś ślepy lubi pójść na koncert?! Przecież słyszymy, a ja potrafię skakać i dobrze się bawić niż wielu drętwych gości!


 

O czym marzy? O drobnych rzeczach. Chciałby np. aby gmina Sztum wyrównała wszystkie wysokie krawężniki, bo wtedy mogłaby poruszać się po mieście bez obaw, że się przewróci. By było jak najmniej schodów (ma niesprawną nogę). Raz zaklinowała białą laskę na schodach ruchomych poza rodzinnym miastem.

- Wiem, że nie możemy jako niepełnosprawni oczekiwać, że świat się dostosuje do nas – to my musimy się dostosować do niego. Mieszkając na pierwszym piętrze muszę pokonywać schody. Przydałoby się w Sztumie przed przejściami dla pieszych umieścić wypustki, jak na naszej stacji, by wiadomo było, że wchodzi się na jezdnię. Światła i dźwięki ułatwiłyby przechodzenie przez pasy. Na pewno czulibyśmy się bezpieczniej. W Warszawie przy większych skrzyżowaniach są sygnalizacje dźwiękowe. U nas nie ma nawet sygnalizacji świetlnej! Na szczęście na polskich dworcach funkcjonuje pomoc kolejowa. Kierownictwo pociągu jest powiadamiane, że jedzie osoba niewidoma...


 

Monika podsumowuje, że bycie niewidomą nauczyło ją w pewnym sensie pokory, a dokładniej tego że będąc osobą bardzo pewną siebie, przebojową, lubiąca zabawę – nauczyła się prosić innych o pomoc.

- Gdy stoję sama na dworcu, w sklepie czy przy wejściu do banku, umiem poprosić kogoś by mi pomógł. Wiem teraz, że to nie wstyd, zwłaszcza w pracy. Nikt nie czyta w myślach nawet rodzina.

Czasami zdarzają się zabawne sytuacje, bo niektórzy nie wiedzą do czego służy biała laska. Jedna starsza pani myśląc, że stać mnie tylko na jeden kijek do nordic walking, zaproponowała, że odda mi swój (śmiech). Niestety wiele osób nie wie do czego służą różne narzędzia, sprzęty dla niepełnosprawnych. No i... ta ciekawość. Osoby niewidzące wzbudzają chorą ciekawość. Ktoś mnie kiedyś zapytał czy płaczemy. Tak - możemy. Gdy leżałam starsza osoba stwierdziła, że „taka młoda, piękna i.. nieszczęśliwa”. Odparłam: „Skąd pani wie, że jestem nieszczęśliwa? Wcale tak nie jest”. Gdy tak odpowiedziałam uciekła. Nie lubię takich stwierdzeń.


 

Obecnie 10-11 osób jest stowarzyszonych w organizacji niewidomych w Sztumie. Często pojedyncze osoby z białą laską widać podczas dojazdów do pracy pociągiem. Czasami proszą o pomoc w przedostaniu się na odpowiedni peron w Tczewie lub przy wyjściu z pociągu w Malborku lub Sztumie... Często widzę pewnego niewidomego pana, który świetnie sobie radzi, ale czasami pomagają mu... młode panie.

- Przede wszystkim wierzcie w siebie! Można żyć będąc niewidomymi. Jest wiele osób, które zaoferują pomoc. Możemy być potrzebni! Grunt to wyjść z domu i nie bać się życia – puentuje pani Monika.


 

Tekst i fot. Wawrzyniec Mocny



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
zachmurzenie duże

Temperatura: 4°CMiasto: Malbork

Ciśnienie: 1012 hPa
Wiatr: 19 km/h

Reklama
test